Psoty Rutera

Jeszcze do niedawna, gdy ktoś mnie o to pytał, stwierdzałem z najgłębszym przekonaniem, że Ruter jest bardzo spokojnym i grzecznym psem i właściwie niczego w domu nie niszczy. Coś mnie jednak wreszcie podkusiło i postanowiłem sobie rzetelnie wynotować wszystkie psoty Rutera. Nie było tego zbyt wiele, ale jednak trochę się uzbierało. Na tej stronie zebrałem tylko te, które zaowocowały trwałymi zniszczeniami jakiegoś przedmiotu (lub jego części) i to takiego, który nie był pierwotnie przeznaczony na stratę - nie ma wiec w tym wykazie żadnych zabawek Rutera już kupowanych z myślą o tym, że Ruter po pewnym czasie je zniszczy.

Koszyk legowisko

Koszyk wiklinowy to pierwsze legowisko Rutera. Anka kupiła go dla Rutera zaraz na drugi dzień po przygarnięciu psa. Już po kilku dniach Ruter pokazał, że koszyk jest znakomitym narzędziem do ostrzenia zębów. Szybko się okazało, że koszyk nie wytrzyma zbyt długo. Dziś koszyk służy Ruterowi za matę na balkonie. Jednak dalej ma tendencje do zanikania kawałek po kawałku... :)


Tyle z koszyka zostało we wrześniu 2008.


Tak koszyk wyglądał w grudniu 2007.

 

Kontakt elektryczny

Tak się złożyło, że w korytarzu kontakt ten znalazł się na przeciwko legowiska Rutera i w dodatku mniej więcej na wysokości jego głowy. W okresie intensywnego swędzenia dziąseł Ruter upodobał sobie ten kontakt na tyle, że wyrwał go ze ściany. Niestety wszelkie doraźne środki w postaci zalepiania kontaktu nie pomogły, wręcz przeciwnie, plastry taśmy zachęcały go do jeszcze bardziej intensywnego odrywania. Pomogło dopiero zastawienie ściany dużą deską, właściwie ciężką półką wyjętą z jakiegoś regału. Ale ostatecznie Ruter przestał interesować się kontaktem dopiero wtedy, gdy półka kiedyś spadła na niego.


Widok niezmienny kontaktu od kwietnia 2008.

Obecnie kontakt jest zalepiony czarną taśmą i zastawiony sporą deską. Od wypadku z deską w lutym Ruter ani razu nie próbował dobrać się do tego kontaktu.

 

Drzwi wejściowe

Okleina drzwi wejściowych interesowała Rutera od momentu, gdy zorientował się, że w kilku miejscach odstaje od nich fragment folii. Folię zdarł z nich w ciągu kilku dni wykorzystując do tego chwile naszej nieobecności. Niestety nie zorientowaliśmy się w tym od razu i Ruter po folii przystąpił do zdzierania okleiny. W przeciągu następnych kilku tygodni dziura powiększała się systematycznie a mnie brakowało pomysłu na zabezpieczenia drzwi przed takim efektem. Na szczęście ok kilku miesięcy dziura przestała się powiększać.

Już na następny dzień po zrobieniu powyższej fotografii Ruter został w domu sam na ponad jedną godzinę. Wystarczyło mu to do zrobieniu kilku nowych zniszczeń w korytarzu, w tym także drzwi wejściowych.


wrzesień 2008

 

Tapeta nad miską

W zasadzie Ruter nie przejawiał nigdy zbytniego zainteresowania tapetą, jednak w kilku miejscach pozostawił na niej ślady po sobie. Jedno z takich miejsc to kąt nad miską z wodą. Pierwsze zadziory zobaczyłem w tym miejscu w maju. Przez dłuższy czas wydawało się, że to tylko jednorazowy wybryk. Później jednak zadziory się powiększały. Niestety od czasu do czasu stwierdzam, że powiększają się nadal.


wrzesień 2008

 

Wykładzina w listwie przypodłogowej

Kilka razy Ruter został przyłapany przez Ankę na zabawie polegającej na zdzieraniu wykładziny z tych listw. Niestety niewiele sobie robił z pogadanek uświadamiających Anki. Wkrótce wykładzina zniknęła całkowicie a jej resztki Anka pozbierała z podłogi i legowiska Rutera.

 

Skoroszyty Anki

To aż dziw, że tak łakomy kąsek ja papierowe skoroszyty, niemal niczym niezabezpieczone, przetrwały niemal bez uszkodzeń aż do dnia dzisiejszego. Jedyną stratę jaką poniosły widać  na zdjęciu. Na szczęście skoroszyt nie jest drogim elementem wyposażenia mieszkania, więc strata niewielka tym bardziej, że zawartość skoroszytu nie uległa żadnemu uszkodzeniu. No, prawie.

 

Tapeta i tynk przy drzwiach do mojego pokoju

Tutaj Ruter dał popis swojej tęsknocie do parapetu (z widokiem na łąkę osiedlową) lub do ulubionego miejsca pod wersalką lub za komputerem. Pierwszy raz dobrał się do niego gdy po raz pierwszy został na kilka godzin sam w korytarzu a ulubiony pokuj został zagrodzony. Zdarta pazurami tapeta oraz tynk na głębokość aż do betonu świadczy o niezwykłej determinacji psa. W późniejszym okresie wyżłobienia w tynku i tapecie powiększały się kilkukrotnie. Do dziś jeszcze od czasu do czasu znajduję na podłodze ślady ponownej pracy Rutera.


wrzesień 2008

 

Przegroda legowiska

Niewielka deska stanowiąca niską boczną ściankę legowiska Rutera. Zamontowałem ją w okolicach maja w nadziei ochronienia Rutera przed drzwiami od kuchni. Po jakimś czasie okazało się, że Ruter korzysta z tej deski podobnie jak z koszyka wiklinowego, to znaczy służy mu za gryzak.


wrzesień 2008

 

Tapeta za komputerem

Tapeta w moim pokoju za komputerem od zawsze była ulubionym kąskiem Rutera. Ruter wykorzystywał to miejsce zawsze gdy tylko byłem w pokoju. Było to jedno jego najbardziej ulubionych miejsc. Niestety często pobyt w tym miejscu, szczególnie przed zaśnięciem, urozmaicał sobie obg4ryzaniem tapety. Nigdy specjalnie mu tego nie zabraniałem. Z początku nawet nie wiedziałem że to robi. Jednak po pewnym czasie było już za późno.


wrzesień 2008

Obecnie ściana pomiędzy wersalką a komputerem zieje sporą dziurą w tapecie. Chyba już najwyższy czas naprawić to miejsce tym bardziej, że Ruter przestał wylegiwać się w tym miejscu, po prostu przestał się tam mieścić.

 

Książki na moim regale

Jednak ze ścian w moim pokoju to regały z książkami. Gdy Ruterowi nie chce się przeciskać pomiędzy komputerem a wersalką na swoje najbardziej ulubione miejsce, to kładzie się pomiędzy wersalką a regałem. Niestety, nie wychodzi to na dobre książkom. Gdy się zorientowałem co Ruter z nimi wyczynia kilka z nich przyjęło już opłakany wygląd.

 

Okna

W pierwszy półroczu jednym z ulubionych miejsc Rutera był parapet. Właściwie dalej jest ulubionym miejscem, ale od czasu upałów, gdy muszę pozostawiać okno otwarte na oścież, Ruter na parapet wchodzić już nie może. Brak krzesła pod parapetem pozwala mu już tylko na opieranie się o parapet przednimi łapami. Jednak w czasach, gdy na parapecie się wylegiwał, lubił tez trochę poostrzyć sobie zęby na oknie.


Podobne ślady pozostawił tez na drzwiach od balkonu.

 

Stolik w moim pokoju

Ten niewielki stolik na kółkach od samego początku budził pożądanie u Rutera. Częste wylegiwanie się w pobliżu mojej wersalki nie służył więc także stolikowi. Już w pierwszych dniach pobytu Rutera w naszym domu zakupiłem specjalny płyn, który ponoć zniechęca psy do brania przedmiotu nim posmarowanego do pyska (jakaś gorycz). Jednak w przypadku Rutera płyn ten albo w ogóle nie działał, albo działał odwrotnie. W rezultacie wszystkie cztery narożniki tego stolika zostały przez Rutera "zaokrąglone".


Jeden z narożników zaokrąglonych przez Rutera.

 

Maskotka Łukasza

Wszelkiego rodzaju pluszaki to ulubione zabawki także Rutera. Szczególnie upatrzył sobie wiewiórkę Hanki oraz misiaka Łukasza. Do porwania ich z pokoju wystarczy czasem moment nieuwagi. Ruter jakimś nadzwyczajnym zmysłem potrafi z oddalonego kąta mieszkania zorientować się, że ktoś nie całkiem dokładnie zamknął drzwi do swojego pokoju i w przeciągu kilku chwil wślizgnąć się do niego, porwać zdobycz, i wyłożyć się razem z nią na korytarzu. Jak do tej pory nie czynił im większych krzywd, jednak psiakowi Łukasza nos bardzo wyraźnie nadwerężył.


Pluszak Łukasza, Ruter i skutek zabaw widoczny na nosie.

 

Poręcze na balkonie

Balkon stał się ulubionym miejscem dla Rutera jak tylko się nieco na wiosnę ociepliło. Z wysokości trzeciego piętra Ruter obserwował życie osiedlowe a w szczególności spacerniak, czyli łąkę przed blokiem - miejsce wieczornych spacerów w towarzystwie koleżków osiedlowych. Częste wylegiwanie się na balkonie sprzyjało jednak obgryzaniu jego poręczy. Na szczęście najwyższa z nich jest metalowa. Jednak najniższej desce zęby Rutera pokazały co potrafią.


Dwa miejsca najczęstszego obgryzania poręczy balkonowej.

 

Doniczki na balkonie

Doniczki na balkonie są plastikowe, pomimo to jakoś nie znalazły się w centrum uwagi Rutera. Jeśli się do nich zbliżał to raczej po to, by w nich pogrzebać i rozkopać znajdującą się w nich ziemię - co czynił zwykle z wielką ochotą. Jednak jakiś czas potem zauważyliśmy, że jedna z nich też doświadczyła zębów Rutera.


Szkoda na doniczce nie jest wielka, jednak niestety nieodwracalna.

Rękawiczka

Styczeń 2009. Od dawna nie zdarzyło się, by Ruter ściągnął jakąś rzecz z mojej ławy. A już nigdy nie zdarzyło się, by ściągnął coś i to zniszczył. Dlatego właściwie nie starałem się niczego zabezpieczać i często na ławie leżały różne przedmioty. Tym razem były to rękawiczki, które zaledwie kilka dni wcześniej wyciągnąłem po raz pierwszy z szafy zmuszony do tego zwiększającymi się mrozami. Jest to o tyle ważne, że Ruter nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tymi rękawiczkami.


Zniszczona rękawiczka.

No i wystarczyła jedna popołudniowa kilkunastominutowa drzemka, by Ruter znudzony zainteresował się nowym nieznanym mu przedmiotem. Przebudzenie było mało przyjemne. W pobliżu legowiska Rutera z daleka zobaczyłem jakieś strzępy. W samym legowisku znajdowała się rękawiczka, a przy niej zadowolony Ruter jeszcze przeżuwający jakiś jej fragment. Niestety, rękawiczki nadają się już tylko do wyrzucenia.

 

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008